Strona główna

Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią się im płaci. Chwiejna waluta. Nie ma dnia, by ktoś wieczności swej nie tracił.

Wisława Szymborska              

Kiedy na co dzień chodzimy po ulicach Modliborzyc na ogół nie zastanawiamy się nad ich historią, nad tym, kim byli ludzie kiedyś tu mieszkający, skąd przybyli, jak żyli, jak wyglądali, jakiego języka używali, czym się zajmowali, kim byli dla nas. Może byli naszymi przodkami? Może przodkami naszych sąsiadów? Może my jesteśmy do nich podobni? Czasami w naszym ogródku, w wykopie pod jakieś fundamenty, na polu, czy gdzie indziej, znajdujemy jakiś artefakt – kawałek przedmiotu użytkowego, cegły, kafli, może monetę, i wtedy na chwilę pojawia się myśl: „ciekawe do kogo to należało, kiedy ktoś tego używał, co się z nim stało?”. Niektórzy nawet przechowują takie artefakty w domach, mają stare dokumenty, zdjęcia i pamiętają o ich właścicielach – dziadkach i pradziadkach. A co dziś wiemy o jeszcze wcześniejszych mieszkańcach Modliborzyc? O tych, których szczątki znajdują się w podziemiach kościoła, na niewidocznym już przykościelnym cmentarzu, czy też w nieistniejących już grobach na cmentarzu komunalnym, o tych, którzy żyli w XVII i XVIII wieku? Nie chcielibyśmy nic o nich wiedzieć, czy też jesteśmy przekonani, że po tylu latach nie ma szans, aby się czegoś o nich dowiedzieć? Otóż jest taka szansa! Zachowały się bowiem księgi wójtowsko-ławnicze miasta. Z nich dowiemy się m.in. jak się nazywali mieszkańcy Modliborzyc i okolic, kim byli, jakie przypadki im się przydarzały, jak się zachowywali, a nawet jak mówili i jak wyglądał ówczesny pisany język polski. Przywróćmy więc pamięć o niektórych z nich, a przy okazji zaspokoimy swoją ciekawość o jakimś fragmencie historii naszej Małej Ojczyzny. Zwróćmy uwagę, że teksty pochodzą z początków istnienia Modliborzyc. Szykuje się długi serial!

Parę słów o pisowni polskiej. W średniowiecznym języku polskim pisanym panowała istna „wolna amerykanka”. Autorzy tekstów, szkoły i drukarnie stosowały różną pisownię. Nikt specjalnie nie próbował tego uporządkować, niektóre propozycje nie przyjęły się. Najczęściej o sposobie oddawania w druku specyficznych dla języka polskiego głosek decydowali drukarze, a ci byli Niemcami nieznającymi przecież dobrze języka polskiego. Na początku XVI w. pojawiły się w końcu specyficzne dla języka polskiego litery z kreskami i ogonkami, ale dopiero pod koniec XVI ustalono polski alfabet w kształcie zadowalającym, tak że przetrwał, bez istotnych zmian, kolejne 200 lat (w 1594 ukazały się trzy traktaty na ten temat, napisane przez Łukasza Górnickiego, Jana Kochanowskiego i Jana Januszowskiego). Tak wyglądało „abecadło” Jana Kochanowskiego: a à á ą b b’ c ć cz d dz dź dż e è é ę f g h ch i j k l ł m m’ n ń o ò ó p p’ q r rz s ś sz t u w w’ x y z ź ż. A jak on wygląda w protokólach zawartych w księdze Miasto Modliborzyce Wszelkiego rodzaiu Tranzakcye Od Roku 1641. do Roku 1761.? Widać, że protokólantom nieobca jest częściowa znajomość nowych (sprzed ponad 100 lat!) znaków alfabetu. Osobną sprawą jest ortografia i strona graficzna stosowanego pisma. W protokółach panuje jeszcze większa swoboda. Trzeba jednak dodać, że protokólanci nie byli chyba absolwentami jekiejś przyzwoitej szkoły średniej, jak np. Collegium Gostomianum w nieodległym Sandomierzu, a raczej kończyli jakieś szkółki parafialne, stąd pełno jest uchybień w pisowni. Ponadto pisali szybko, a więc i niestarannie, bo były to przecież protokóły pisane w trakcie rozpraw sądowych. Ponieważ stosowany język jest językiem urzędowym, używali odpowiedniego słownictwa, łacińskich formuł oraz odpowiedniego do tego celu stylu języka. Ponadto niektóre słowa wyszły już z użycia. Wszystko to razem trochę przeszkadza w dokładnym odczytaniu i zrozumieniu starych tekstów. Będę się starał zacytować w miarę dokładnie wybrane protokóły, tak co do treści, jak i gramatyki, a nawet ortografii. Mówiąc inaczej, przepiszę je tak jak zostały napisane, nawet z błędami, jakie popełnili piszący. Niektóre sytuacje będą skomentowane. Resztę niezgodności z dzisiejszym językiem polskim zainteresowany Czytelnik na pewno wyjaśni sobie na podstawie kontekstu.

Przedstawię podstawowe, charakterystyczne do protokółów, maniery.

Ten wyraz znaczy z jednej. Widzimy tu, że nie stosowano litery j. Jej funkcję spełniała litera i oraz y. Jednak jako dużej litery i używano w protokółach znaku identycznego z późniejszym J. Dla ówczesnych to było jednak I (duże i). Dużego i używano przecież w druku. Zasada była taka: i stosowano przed samogłoskami, y przed spółgłoskami i w wygłosie (końcu wyrazu), ale protokólanci nie zawsze stosowali się do niej. Literę j zaczęto wprowadzać dopiero w pierwszej poł. XIX w. (chociaż można zauważyć, że używano czasami takiego znaku jako alternatywy i, np. Maij, znacznie wcześniej). Dlatego używam litery I wszędzie tam, gdzie w pisowni występuje znak przypominający dzisiejsze J zarówno w protokółach jak i w rejestrze mieszkańców z 1730 r., ale już w rejestrze z 1807 r. użyłem litery J, być może trochę na wyrost. Dodatkowo, niektórzy z protokólantów powszechnie stosowali łączenie spójników oraz przyimków z następnymi wyrazami. Jeżeli coś takiego występuje w tekście – ja również tak piszę.

i z ogrodem. Tutaj widzimy literę y z dwoma kropkami w funkcji spójnika i. Dalej widzimy spójnik z przyłączony do wyrazu ogrodem napisanym wielką literą. Użycie wielkich i małych liter: zasadą ogólną było używanie dużych liter na początku każdego akapitu, a dalej wydaje się być zupełnie przypadkowe. Ja będę tak pisał.

coram officio oraz Titułem. Są to więc skróty, które są zaznaczane „wężykiem” nad skracanym fragmentem (jedna lub kilka liter). Na stronie będą oddane łącznikiem „-„ czyli cora- off-o i Titule- czyli jak w niektórych aktualnych skrótach. Z tym że dziś nie stosuje się go na końcu wyrazów.

Tytulatura i łacina (urzędnicza)

Oznaczenia nieodczytanych fragmentów tekstu

Tak wygląda pierwszy akt w księdze Miasto Modliborzyce Wszelkiego rodzaiu Tranzakcye Od Roku 1641. do Roku 1761.:

Uwaga: Nie jest to praca naukowa.